niedziela, 5 grudnia 2010

Uratowane ebooki

Wspominałem parę dni temu w notce Aj, aj, ale mnie trafiło!, jak coś (nie wiem do tej pory, co takiego) wyczyściło mi kartę SD w Onyx Boox. Zainstalowałem na nowo aplikację Legimi i dokonałem ponownej synchronizacji danych - czytnik pobrał wszystkie tytuły znajdujące się na moim koncie w Legimi, zarówno bezpłatne, jak i komercyjne. Tak więc system działa jak należy - w razie awarii mam zawsze możliwość odtworzenia zasobów z centralnego serwera. 
Teraz odtwarzam jeszcze foldery z moimi archiwami, przede wszystkim całą galerię esperanckich publikacji - wystarczy skopiować pliki z komputera do czytnika.
Swoją drogą, ciekaw jestem, kiedy oprogramowanie do Onyx Boox (firmware) będzie w stanie poprawnie czytać tabele. Podobno niektóre nowe czytniki już to potrafią robić. W Onyksie tabele są przerabiane na jakoś tam uporządkowaną listę, w której można się "rozczytać", choć nie jest to zbyt komfortowe.

sobota, 4 grudnia 2010

Self-publishing powoli się rozkręca

Jak się okazało, jestem pierwszym self-publisherem w Virtualo.pl, ale najwyraźniej idea zaczyna się podobać, bo platforma poinformowała właśnie, że finalizuje rozmowy z kilkoma dalszymi osobami, które mają ochotę pisać w tym systemie. Zresztą mnie samemu szereg osób - znajomych z Google Buzz czy Twittera - zadawało pytanie o możliwość pisania.

Możesz tworzyć całkowicie samodzielnie lub też oddać się w ręce Virtualo i scedować na firmę rozmaite technikalia, a ograniczyć się do dostarczania tekstu - warunki techniczne, organizacyjne i finansowe są wtedy siłą rzeczy odmienne. Ja przyjąłem tę pierwszą opcję i dostarczam gotowy PDF, który Virtualo opatruje DRM-em i wrzuca na serwer. Oczywiście na mnie spada już wtedy odpowiedzialność za stronę językową i edytorską, nie mogę się nikim zasłonić - gdy napiszę "rzaba", czytelnik będzie bił wyłącznie mnie. Powiedzmy, że po 25 latach działalności dziennikarskiej jestem już w stanie zniwelować ryzyko takich wpadek do nieuchronnego minimum (choć nie do zera), a nagrodą będzie za to wyższy udział w dochodach i swoboda dysponowania moją pracą, która należy całkowicie do mnie (jako autora/wydawcy), nie do platformy.

Opublikowałem do tej pory trzy ebooki ("Praca dyplomowa" pnie się nawet powoli w górę na liście bestsellerów) - czytelnicy przyjęli życzliwie ceny, jakie wyznaczyłem, bo 6,80 za ebooka liczącego 100 czy 120 stron to naprawdę bardzo niska kwota w porównaniu z typowymi cenami narzucanymi przez wydawców. To mój eksperyment - chcę się przekonać, czy duża ilość pomnożona przez niską cenę da lepszy wynik niż mała ilość przy wysokiej cenie. Chcę też stworzyć - na swoją małą skalę - pewien precedens, że ebooki mogą być rozsądnie wyceniane. Nie idzie to wprawdzie tak daleko, jak w przypadku złotówkowych cen w serwisie Poczytaj.to, niemniej to istotnie różne podejście niż dotychczas obowiązujące. Jesteśmy wszyscy w okresie rozruchowym, rynek się jeszcze mocno kołysze, szuka swojego miejsca, właściwych zasad działania - co będzie za rok, dopiero się okaże.

Przy okazji, odsyłam do wrześniowego tekstu Piotra Kowalczyka, który jest chyba najbardziej znanym propagatorem idei self-publishing.

Czym jest self-publishing i dlaczego warto zadbać o jego rozwój?

I trzy poradniki Piotra:

Seria poradników dla pisarzy 2.0